
Wszystko zaczęło się jeszcze przed rozpoczęciem wyzwania. A to dlatego, że byłam na swoim własnym dnie. Nie dość, że miałam problemy zdrowotne, to jeszcze moje ciało odmawiało posłuszeństwa. W lustro nie patrzyłam wcale, gdyż widziałam porażkę życiową. Wieczorami przez to obżerałam się słodyczami. Przez to mój wygląd wyglądał jak wyglądał. Któregoś takiego wieczoru wyskoczyła mi informacja właśnie o tym wyzwaniu. W chwili emocji zapisałam się (choć nie oczekiwałam cudów). Przez pierwsze tygodnie było dla mnie bardzo ciężko. Nie mogłam sobie poradzić z tym wszystkim. A te nasze wsparcie mentalne odkrywało wszystko co we mnie siedziało w zakamarkach mojej duszy. Ryczałam jak bóbr czując co we mnie siedzi. Jednak patrząc na tabelkę i widząc te moje zielone znaczniki, które pokazywały, że coś mi się udaje, to zobaczyłam światełko w tunelu.
Boże, jak ja się cieszyłam, jak wypiłam bez problemu te 2 litry wody. Jak widziałam, że ćwiczenia coraz mniej sprawiają mi trudności. Jak pokochałam jogurt z borówkami. Jak dieta, którą jadłam, sprawiała radość podniebieniu. Choć na początku myślałam, że będę musiała jeść tylko kiełki. Powoli dostrzegałam niewielkie zmiany. To dawało mi energię do dalszego działania. Jeszcze bardziej chciałam zawalczyć o swoją duszę i ciało. Dostałam w wyzwaniu materiały i narzędzia, z których chciałam brać jak najwięcej. Ciężko było na początku nie wracać do nawyków wieczornych. Po ludzku, nie widziałam jak działać. Jednak organizm się buntował. Jednak tę walkę wygrałam. Przestałam się obżerać. Zamieniałam to na owoc. I po czasie stało się to moją rutyną.
Nie mam już napędów do słodyczy. Moje myśli zaczęły pozytywnie działać. Zaczęłam uśmiechać się do siebie w lustrze. Jestem bardziej spokojna. Mam chęć do życia. I widzą to moi najbliżsi. Częściej jestem asertywna do osób, które mnie krzywdzą i ranią. A co do ciała, to jestem w szoku, że tyle mi się udało! Już nie mam pelikanów. Jestem z tego bardzo dumna. Wydusiłam się ich bardzo. Ciało też lepiej wygląda. Pośladki już nie zwisają. Piersi w końcu są jędrne! I co najważniejsze – na swoim miejscu. Mój kręgosłup jest wyprostowany. A brzuch nie wygląda jakbym była w 9. miesiącu.. To nie do uwierzenia. Trzeba samemu zobaczyć na zdjęciach, jak zmieniło się moje ciało. A ja idę dalej pokonywać kolejne szczyty i osiągać kolejne cele. I każdemu tego samego życzę. Ukochuję Was wszystkich.
