7. Sylwia

Przeczytaj opis walki w Wyzwaniu i oddaj swój głos

Nie umiem pisać pięknych historii i tak naprawdę nawet nie chcę grać na ludzkich uczuciach. Czułabym się z tym źle. Jestem zwykłą dziewczyną taką jak większość z was. Mogłabym pisać o swoich chorobach o tym jak miałam ciężko w życiu, ale kto teraz nie ma ciężko?

Mam dwójkę zdrowych dzieci i wspierającego męża, więc nie powinnam narzekać. Nie powiem też, że wyzwanie Tajlandia z QCZAJ’em zmieniło moje życie bo kto by w to uwierzył, że nagle po miesiącu ćwiczeń wszystko się zmieniło i jest pięknie. Nie da się zmienić swojego życia w miesiąc, ale można widzieć efekty swoich działań i mieć przez to więcej motywacji do dalszych ćwiczeń. Dalej mam pełno kompleksów, wiele ćwiczeń sprawia mi trudność i technicznie kuleje, ale zmieniło się moje podejście do tego. Biorę przykład z QCZAJ’a i walczę, próbuje pokochać siebie. Od dawna chciałam się wziąć za siebie.

Próbowałam ćwiczeń z YouTube, ale brakowało motywacji i tej QCZAJ’owej pozytywnej

 

energii i się poddawałam. Odkąd pierwszy raz zobaczyłam, że powstał QCZAJCamp powiedziałam sobie ,,kiedyś tam pojadę”. Wcześniej myślałam, że QCZAJcamp jest dla bardziej wysportowanych dziewczyn, bo mogłabym sobie tam wstydu narobić z moim brakiem kondycji i techniki. No, ale gdzie miałabym się nauczyć jak właśnie nie tam, gdzie specjaliści mogą mi pokazać co mogę poprawić. To między innymi dlatego wzięłam udział w wyzwaniu. Tajlandia od zawsze była moim marzeniem, kraj pełen kolorów i jednocześnie tyle sprzeczności, trochę jak ja 🙂 I nagle pojawia się okazja jakbym myślami ją przywołała, takie 2w1. Oczywiście pojawił się wewnętrzny sabotażysta, że inni będą lepsi, ładniejsi, bardziej wysportowani, ale pewien facet co gada do lodówki kazał mi się ogarnąć, nie szukać wymówek i działać. Tak zrobiłam.

 

Jak szły treningi? No nie było łatwo. Nie raz krzyczałam podczas treningu ,,QCZAJ spotkamy się w Tajlandii to sobie pogadamy” i to mi pomagało, a po każdym treningu pojawiał się uśmiech i duma z siebie. Zaczęłam od uwolnić orkę, bo zwykły plank był dla mnie za ciężki, a teraz robię go, przeszłam do trudniejszych ćwiczeń i liczę, że w końcu wyjdą mi pompki.

Spadło trochę z wagi i chociaż nie ma efektu woow, ja i tak jestem z siebie zadowolona, bo się nie poddałam. Ten efekt woow jeszcze zdobędę. Trzymałam dietę, ale i podczas niej zdarzały się potknięcia. Na szczęście dziewczyny z Grupy FitlarwyQCZAJ’a mnie dopingowały, co mnie mega miło zaskoczyło. Bo wśród znajomych moje ćwiczenia to zwykłe wymysły.

Zdjęcia ,,przed i po” też są bez makijażu, bez pięknych strojów sportowych, bez wciągniętego brzucha, ale ja tak wyglądam na co dzień. Dalej trochę się obawiam dać do oceny swoje zdjęcia. Miałam nawet zrezygnować z tego kolejnego etapu bo znów pojawił się strach, ale kilka dni temu zobaczyłam kolejny anonimowy post dziewczyny, która też się wstydziła przedstawić. Kurcze przecież wyzwania są też dla nas, mało przebojowych i wyróżniających się dziewczyn. Mamy prawo zawalczyć o siebie i wyrwać się z szarej codzienności. Wiem, że nie jest to piękna historia do książki, ale taka po prostu jestem, przeciętna, matka, żona a jednocześnie próbuje być fitlarwą. Jeśli chociaż jedna dziewczyna też spróbuję zawalczyć to będę szczęśliwa. To moja zwyczajna historia, jeżeli wystarczy, żeby spełnić marzenie to za każdy głos będę bardzo wdzięczna, a jeśli się nie uda to też będę się cieszyć, bo przynajmniej spróbowałam spełnić marzenia, a przy tym zostaje w zgodzie ze sobą. Działam dalej, Ukochuje i pozdrawiam.